czwartek, 7 sierpnia 2014

I Rozdział

Leżeliśmy nad jeziorem. Odpoczywaliśmy po kilku godzinach pływania. Byłem z moją dziewczyną Jennifer i z kumplami.Wszyscy byliśmy padnięci, z wyjątkiem Jen. Ona jak zwykle nie lubiła siedzieć na brzegu, wolała pływać. Mówiliśmy jej, że później pójdziemy razem, ale ona była nie ugięta, uparła się, że chce iść sama. Jak małe dziecko. Nie mieliśmy powodów by ją zatrzymać, więc ona po prostu poszła, wysyłając mi całusa na pożegnanie. Widziałem jak zanurza się w wodzie i trochę odpłynąłem.
Jakiś czas po tym obudził mnie oddalony, ale mocny krzyk „Pomocy!”. Podniosłem się prawie natychmiast, bo w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka – „Jennifer”. Miałem racje. Jen była strasznie daleko od brzegu, jednak nadal można było zobaczyć ją zanurzoną po brodę w wodzie i wymachującą rękoma w powietrzu. Bez zastanowienia rzuciłem się pędem do wody, pomimo różnic temperatur i zmęczenia płynąłem jak najszybciej potrafiłem. Z każdym ruchem dreszcze dawały się we znaki. Pomimo tego, że cały czas tarłem do przodu, miałem wrażenie, że ona jest coraz dalej. Przez cały czas płynąłem. Desperacko machałem rękami i nogami. Wiedziałem, że nie zdążę, ale chwytałem się nadziei jak brzytwy. Mówią, że nadzieja matką głupich, a matka nigdy nie opuszcza swoich dzieci. Właśnie dzięki temu małemu światełku w tunelu miałem siłę by płynąć. Dzięki temu wreszcie do niej dopłynąłem. Miała nogę zawiniętą w sieć rybacką, która z kolei była przymocowana do dna i ściągała Jennifer na dół. Zanurzałem się, żeby ją przeciąć, uwolnić… cokolwiek! Jednak nie miałem wystarczająco dużo siły. Po piętnastym wynurzeniu Jen była cała sina. Ostatnimi siłami wzięła moją twarz w swoje dłonie i powiedziała:
- To już jest koniec, Kochanie. Tu nasze drogi się rozdzielają, ale pamiętaj spotkamy się tam na górze. Proszę, nie zrób nic głupiego, dla mnie. Kocham Cię. – pocałowała mnie ostatnim tchem i osunęła się na dno.
- Nie, to nie jest cholerny koniec! Słyszysz?! To jeszcze nie koniec! – krzyknąłem, ale jej już nie było. Zacząłem krzyczeć, płakać. Wydzierałem się jak tylko mogłem. Resztką sił utrzymywałem się na wodzie, tylko dlatego, że ona chciała abym żył.
Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu przypłynęła łódź ratunkowa. Cholernie późno. Dwóch chłopaków wyciągnęło mnie z wody i okryli kilkoma ręcznikami. Następnie zaczęli zadawać pytania „Co się stało?”. Nie odpowiedziałem im. Jeden, drugi raz. Aż wreszcie nie wytrzymałem i wykrzyczałem im w twarz.
- Ona nie żyje! Nie żyje, rozumiecie?! Kurwa, nie żyje, nie ma jej. Przeze mnie, nie miałem siły! Jestem pieprzonym słabeuszem! Ja powinienem tam umrzeć, nie ona! Wszystko przeze mnie!
Gdy dopłynęliśmy na brzeg, było tam mnóstwo osób. Miałem to w dupie. Ciągle dręczyła mnie myśl, że jej nie uratowałem, nie dałem rady. Tyle rzeczy chciałem jej opowiedzieć, tyle rzeczy z nią zrobić, a teraz jej nie ma. Nie ma śmiechu, nie ma blond włosów, którymi lubiłem się bawić, nie ma wiecznie roześmianych czekoladowych oczu. Nie ma niczego. Bez niej nie ma też mnie i mojego świata. To ona była całym moim światem. Moim oczkiem w głowie, słońcem w deszczowe dni, była wszystkim czego pragnęłam.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos kumpla, który prowadził mnie do karetki.
- Stary, będzie dobrze.
Spojrzałem się na niego jak na trędowatego. O czym on mówi? Nic nie będzie dobrze. Przecież jej już nie ma.
- Nic nie będzie dobrze… - wyszeptałem i osunąłem się na łóżko stojące przy karetce.

Ocknąłem się dopiero w domu. To co działo się przez następne kilka tygodni widzę jakby przez mgłę. Codziennie krzyczałem na rodziców, rodzeństwo, nawet psa. Wszystko mnie wkurzało, a każde chociaż najmniejsze próby pocieszenia działały na mnie jak płachta na byka. Rzucałem przedmiotami, aż w pewnym momencie popadłem w depresje. Wtedy się wyciszyłem, tylko płakałem, nie rozmawiałem z nikim. Miałem omamy, że ciągle próbuję uratować Jennifer. Czasem, gdy się budziłem zamiast w pokoju wydawało mi się, że jestem nad jeziorem i że widzę blond włosy Jen utrzymujące się na powierzchni wody. Krzyczałem, żeby się trzymała, że zaraz będę, ale nie będę, bo ona się oddalała coraz bardziej, aż wreszcie się budziłem. W mojej głowie ciągle rozbrzmiewały jej słowa.. „Nasze drogi się rozchodzą..” och, tak. Koniec jej życia, koniec mojego życia, koniec naszego życia. Przesiadywałem sam w swoim pokoju, ewentualnie chodziłem do łazienki. Czasami tylko rodzice czy starszy brat doglądali mnie czy wszystko w porządku lub aby mi przynieść jedzenie, które jadłem z przymusu. Szczerze mówiąc to chyba nawet psycholog próbował ze mną rozmawiać, jednak ja nie chciałem, dlatego przepisał mi tylko jakieś psychotropy, które i tak wciskali mi na siłę, bo sam nie chciałem ich brać.
Koniec jej życia, koniec mojego życia, koniec naszego życia. Tak, wtedy postanowiłem złamać obietnicę. To było takie oczywiste! Jeżeli chcemy być szczęśliwi przecież musimy być razem. Jakoś trzy dni przed tym jak tu trafiłem postanowiłem się powiesić i wcielić mój plan w życie. Przed tym jednak napisałem z tyłu naszego zdjęcia „Wróciłem, by ponownie odkryć, że Ciebie już nie ma. I to miejsce było puste. Teraz widzę jak strasznie mi Ciebie brakuje. Potrzebuję Cię by żyć, potrzebuję Cię by oddychać. Ponieważ nie ma Ciebie muszę skończyć z tym, bo nie mam już dla kogo żyć. Wiem, złamię obietnicę, wybacz.” No i stało się, nie chcę tego opisywać, wiem tylko, że moi rodzice mnie znaleźli i wezwali pogotowie przez resztę byłem nie przytomny. Odzyskałem świadomość dopiero w samochodzie, gdy jechaliśmy tutaj. Nie wiedziałem co się święci. Dopiero, gdy tata zaparkował zobaczyłem ogromny napis „Psychiatryk”. Zacząłem się szarpać, bo wiedziałem, że chcą mnie tutaj zostawić, wiedziałem, że tutaj chodzi o mnie. Znowu zacząłem mieć omamy, że muszę wrócić po Jen, dlatego tak się wydzierałem. Zostałem nazwany numerkiem „452”. Później trafiłem tutaj.
***
Dobry wieczór! :)
Kolejny rozdział pojawił się tak jak obiecałam :>
Wyszedł mi o wiele dłuższy, niż ten, który miałam napisany w zeszycie :) To chyba dobrze ;3
No cóż, mam w planach 'zamówić' szablon w szabloniarni, aczkolwiek nigdy tego nie robiłam i nie wiem jak hah, jest ktoś tutaj 'doświadczony'? :) Z chęcią przyjmę każdą pomoc :p
Życzę udanego tygodnia.. Ach, nie jestem pewna czy uda mi się dodać rozdział w następny piątek, ponieważ wyjeżdżam, ale jakoś to wykombinuję.☺
Nie mogę się doczekać aż ten blog zdobędzie jakieś komentarze lub/i obserwatorów :))
Myślę, że ten blog, jak żaden inny mi wyjdzie :3
Dobranoc! :)

~SweetShine


4 komentarze:

  1. Ładny wygląd bloga i ciekawa notka ;)
    Zajrzysz do mnie ? Możesz zaobserwować ;) ( ja się odwdzięczę )
    key-tina.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest bardzo ciekawy.
    Masz interesujący styl pisania, który mi się podoba
    kolorowy-kwiatuszek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Emilia zaczyna wchodzić w dorosłe życie. Od nowego etapu dzieli ją tylko kilka egzaminów maturalnych, do których ma niebawem przystąpić. Przed nią wyjazd na wymarzone studia do wielkiego miasta, wspólne zamieszkanie z ukochanym chłopakiem oraz chęć przeżycia niesamowitych przygód. Jednak tragiczne zdarzenia wprowadzą w jej idealnych planach prawdziwy zamęt. Na dodatek, w tych trudnych chwilach, zwariowana przyjaciółka namawia ją na szalony pomysł. Czy oderwanie się od przytłaczającej codzienności będzie dobrym rozwiązaniem?

    http://paryska-finezja.blogspot.com

    Bardzo serdecznie zapraszam! Może Ci się spodoba i zostaniesz ze mną na dłużej! :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. O mój Boże! To było genialne! Aż mi serce ściska, jeju! Chcę więcej!!
    /Lulu

    OdpowiedzUsuń