*kilka miesięcy wcześniej*
Jak co wieczór siedziałam owinięta kołdrą. Oglądałam krople
spływające po szybie, jednocześnie czując słone łzy na moich policzkach. Nawet
przez zamknięte drzwi słyszałam krzyki dochodzące z drugiego pokoju. Moja
młodsza siostra już spała, przynajmniej tak mi się wydawało. Miałam wrażenie,
że jest za młoda aby to wszystko rozumieć, ale czasami, gdy rodzice się
kłócili, widziałam jak płacze. Biedna Katie. Zawsze, gdy ją przytulałam i
prosiłam, żeby nie płakała, że nie warto… twierdziła, że nie płacze. Próbowała
być twarda, tak jak ja. Ani jej, ani mi to nie wychodziło. Ośmioletnia
dziewczynka przytłoczona problemami rodziców, ta sytuacja była chora. To oni
powinni ją pocieszać a nie jej starsza siostra. Jej jedynym problemem powinna
być szkoła, a nie patologiczni rodzice.
Nasz starszy brat wyprowadził się. Starał się nas jak
najczęściej odwiedzać, ale on też nienawidził tego domu. Starał się nas
zabierać do siebie, ale ze względu na słabe warunki w collegu, nie było ku temu
zbyt wielu okazji. Widzę jak go to męczy, dlatego staram się mu nie zawracać
głowy nami.
Wyobraźcie sobie mnie – szesnastoletnia dziewczyna,
opiekująca się swoją o osiem lat młodszą
siostrą. Kto wie? Może już popadła w depresję przez swojego wiecznie pijanego
ojca i naćpaną matkę? A może przez ich nieustające kłótnie? Dzień w dzień
wysłuchiwałam wrzasków, dźwięków tłuczonego szkła, przekleństw. Ciągle musiałam
uspokajać nie tylko rodzeństwo, ale i dziadków tymi samymi kłamstwami „wszystko
będzie dobrze”, „przecież nic takiego się nie dzieje” czy nawet „nic ciekawego
nie słychać”. Od wyprowadzki brata to na mnie spadły wszystkie obowiązki,
musiałam wreszcie być tą odpowiedzialną.
Wstałam i poszłam do pokoju, w którym spała moja siostra. Podeszłam
do jej łóżka, wzięłam jej rękę w swoje dłonie, a ona spojrzała na mnie.
- Czy tak już będzie zawsze? Czy nigdy nie będę mogła
zapraszać koleżanek? Nigdy nie usiądziemy razem na kanapie i nie pooglądamy
telewizji jak… prawdziwa rodzina? – wyszeptała a po jej policzkach pociekły
łzy. Widząc smugi na jej małej twarzyczce coś we mnie pękło. Coś co wcześniej
kazało mi siedzieć cicho i wysłuchiwać tego wszystkiego. Starłam jej łzy z
brody i przytuliłam ją. Wychodząc z pokoju odwróciłam się do Kate i powiedziałam.
- To się zmieni. Już tak nie będzie, obiecuję. – chyba
bardziej próbowałam przekonać samą siebie.
Poszłam do ich pokoju. Stanęłam przed nimi, a oni patrzyli
się na mnie jakby ujrzeli ducha.
- Jak wy tak do cholery możecie? Macie trójkę dzieci..
pamiętacie jeszcze jak mają na imię? Ha, pewnie, że nie. Zaćpana matka i zalany
w trupa ojciec, pewnie nie odróżniacie co prawdą a co sobie ubzduraliście. –
mówiłam jak najspokojniej potrafiłam. – Aż ciężko uwierzyć, że kiedyś byliśmy
prawdziwą rodziną. Nie mogę się doczekać osiemnastki, wreszcie wyjdę tego domu i zrobię wszystko, żebyście
stracili prawa rodzicielskie do Kate, do mnie też. Nie będzie was, nie
będziecie istnieć.
W odpowiedzi dostałam mocne uderzenie w policzek od swojego
ojca
- Tak, tylko na tyle cię stać… - powiedziałam prawie szeptem
i pobiegłam z płaczem do swojego pokoju. Usiadłam na obrotowym krześle przy
biurku. Wtedy właśnie to zobaczyłam. Lśniło w świetle lampki. Wzięłam do ręki
temperówkę, w tym samym momencie obudziła się wibracja w moim telefonie, tym
samym odrywając mnie od moich myśli. Odczytałam wiadomość od mojego brata:
„Wpadnę za trzy dni,
wyskoczymy do kina, a potem wezmę was na kolację do restauracji. Co ty na to?”
Lekko się uśmiechnęłam, ostatnio nie widzieliśmy się zbyt często,
bo miał sesję i musiał się uczyć.
„Świetnie, czekamy J
” – Odpisałam i odłożyłam telefon
Wróciłam do mojego poprzedniego zajęcia. Poszłam po
śrubokręt i rozkręciłam fioletową ostrzynkę uwalniając żyletkę. Pokręciłam nią
chwilę w dłoni. Wtedy znowu z mojego telefonu rozległa się wibracja. Odłożyłam
ostrze i podniosłam telefon. Mój brat mi odpisał.
„A co u Was? Jak Mała?
W szkole wszystko dobrze?” – odczytałam i przewróciłam oczami. Pytał tak
jakby spodziewał się innej odpowiedzi.
„Hm.. nie jest źle. Kate
jakoś się trzyma, bywa, że przyłapuję ją jak płacze, ale wtedy odciągam ją od
tych myśli. Wychodzimy gdzieś albo coś.
W szkole? Hm, Idzie jej coraz lepiej, czego nie mogę powiedzieć o sobie.”
Wiedziałam, że odpisze dlatego, nie zabierałam się za nic tylko
czekałam. Oczywiście nie pomyliłam się. Patrzyłam na telefon, akurat gdy
przyszedł kolejny sms.
„Nie kłam,
powiedz, co się stało? Tylko nie pisz,
że nic, za dobrze cię znam siostrzyczko. A co do Katie, to pozdrów ją i nie
mów, że przyjeżdżam, niech to będzie niespodzianką J ”
– To prawda, znał mnie jak nikt inny. Był moim przyjacielem, nigdy nie miałam
przed nim tajemnic, nie mogłam, bo on od razu wiedział, że jest coś nie tak.
„Dostałam z liścia od
ojca” - To tylko pięć słów, ale wiedziałam, że jest strasznie wkurzony.
„Chyba sobie żartujesz?!”
„Tak, rzeczywiście.
Żartowałam, super.”
„Jak go kurwa spotkam
to się nie pozbiera, jutro przyjadę”
Nie odpisałam. Wiedziałam, że nie żartuje. Z jednej strony
cieszyłam się, ale z drugiej strasznie bałam. Bałam się o mojego brata. Gdy tak
o tym myślałam, przypomniało mi się sprawa z żyletką. Wzięłam ją do ręki i
znowu przekręciłam nią pomiędzy palcami.
- Tylko jeden raz. – szepnęłam do siebie.
Przyłożyłam żyletkę do nadgarstka, strasznie trzęsły mi się
ręce, ale lekko i powoli przesunęłam po skórze. Gdy metalowy prostokąt dotknął
mojej skóry wykrzywiłam twarz z bólu, ale bolało tylko chwilę. Poczułam jak
krew spływa na dywan. „To nic - pomyślałam - spierze się”. Zrobiłam jeszcze
dwie rany. Później jak gdyby nigdy nic poszłam się myć i spać. Przy okazji
jeszcze zajrzałam do Kate.
- Dobranoc skarbie. Śpij dobrze. – szepnęłam z progu drzwi i
poszłam się położyć.
Następnego dnia Justin rzeczywiście przyjechał. Był około
17, akurat jak wracałyśmy z Kate do szkoły. Weszłyśmy do domu, Juss siedział u
mnie w pokoju i bawił się kostką Rubika. Katie jak tylko go zobaczyła rzuciła
się na niego. Tak jak ja strasznie go kochała, był dla niej jak ojciec,
prawdziwy ojciec, nie to co ma.
- Cześć kochana. Słyszałem, że coraz lepiej ci idzie w
szkole. – powiedział i mocno ją przytulił. Pomimo, że miał spokojny ton,
wiedziałam, że cała złość dopiero z niego wyjdzie. Mała tylko kiwnęła głową.
- Cześć. – rzuciłam jak gdyby nigdy nic i odłożyłam torbę na
miejsce. – Kate idź się przebrać. – Moja siostra posłusznie poszła do pokoju a
ja usiadłam obok brata na kanapie. On się do mnie przybliżył i objął mnie
ramieniem.
- Jak się czujesz? – spytał chociaż znał odpowiedź.
- Jak zawsze. A ty?
- Jeszcze pytasz. Czekam aż wróci. Pluję sobie w twarz za
to, że nie mogę was stąd zabrać.
- Nie przejmuj się…
Usłyszeliśmy odgłos otwieranych drzwi wejściowych, a Justin
wstał. Ja też odruchowo wstałam i położyłam mu rękę na torsie.
- Poczekaj, jest Kate, nie chcę, żeby cokolwiek słyszała. Za
piętnaście minut ma iść do koleżanki. Proszę..
Usiadł, a ja razem z nim. Kate w końcu wyszła a wtedy do
mojego pokoju wszedł ojciec, jak zwykle pijany.
- No proszę, kogo my tu mamy. – powiedział.
Justin podszedł do niego zaciskając pięści a ja nie
wiedziałam co ze sobą zrobić. Nie mogłam wyjść, nie chciałam. Wierzyłam, że w
razie czego pomogę mojemu bratu. Nie zniosłabym, gdyby mu się coś stało.
- Masz czelność jeszcze tu mieszkać? Myślałem, że już dawno
się wyniosłeś, razem z matką. – odpowiedział mu Juss.
- Chyba cię synku pojebało. Jeżeli ktoś ma się stąd wynieść
to tylko ty. W tym momencie.
- Synku.. Nigdy tak do mnie nie mów. Wolałbym już nie mieć
ojca niż takie gówno jak ty. Będę tu, nawet na noc zostanę.
- Mam i ciebie tak załatwić jak tą małą suką? – ruchem głowy
pokazał na mnie. Widziałam jak mój brat się trzęsie ze złości. Nic dobrego z
tego nie mogło wyjść.
- Wypierdalaj z tego domu albo skończysz na oiom’ie. Nie
masz prawa tak na nią mówić, nie masz prawa jej dotknąć rozumiesz?!
- No i co mi zrobisz?
W odpowiedzi dostał prawego sierpowego w nos. Zatoczył się
do tyłu, a z nosa zaczęła lać się krew. Ojciec szybko się podniósł i uderzył
Justina w brzuch, tak że teraz on lekko się skulił, ale staruszek nie miał już
tyle siły co kiedyś. W każdym bądź razie doskoczyłam do Justina, ale tylko
machnął ręką i odsunął mnie od siebie. Mój brat jak zwykle nie był mu dłużny i
uderzył ojca w brzuch, on za to uderzył go w oko. Widocznie stary już nie miał
sił, bo zaraz po tym wyszedł z domu. Justin chciał za nim iść ale go
zatrzymałam. Wzięłam go do łazienki i zmyłam krew z łuku brwiowego.
- Nie ma co, będziesz miał sine oko przez parę dni. –
powiedziałam, podczas, gdy on siedział na krześle i spokojnie wytrzymywał moje
opatrywanie.
- Trudno. Nie pierwszy, nie ostatni raz… Nienawidzę gnoja.
Jak on śmie nazywać się moim ojcem? Przepraszam, że musiałaś na to patrzeć… -
powiedział i objął mnie w pasie.
- Justin… To przeze mnie to wszystko, ja przepraszam. Nidy
nie chciałam, żebyś przeze mnie się bił z kimkolwiek, a to już chyba piąty raz.
- Ati, to nie twoja wina, że masz takich rodziców, to ja
przepraszam, że nie potrafię was stąd zabrać.
Na tym skończyła się nasza rozmowa. Kate wróciła o 20.
Niedługo po tym Justin musiał wracać, jutro znowu musiał iść do szkoły. Ojciec
nie wrócił na noc do domu, matka też nie. Gdy Katie zasnęła ja poszłam do
pokoju. Po kilku minutowej walce ze sobą znowu się pocięłam, przegrałam.
Mijały dni, a ja robiłam to codziennie. Uzależniłam się. Z
czasem zaczęło mi brakować miejsca na rękach, więc zaczęłam jeździć żyletką po
nogach, brzuchu. Nie ćwiczyłam na w-f’ie, ubierałam długie rękawy. W lato
nosiłam długie spodnie. Nie jeździłam na plażę. Odizolowałam się od znajomych,
aby uniknąć zbędnych pytań. Kiedy czasami się zapominałam i podwijałam rękawy,
ludzie pytali co mi się stało. Stałe wymówki – „kot mnie podrapał” i „zahaczyłam
o płot” już im nie wystarczały. Dlatego już nie odpowiadałam, po prostu
odchodziłam.
Pewnego wieczoru mój brat postanowił wpaść z
niezapowiedzianą wizytą. Wszedł po cichu do mojego pokoju, kiedy ja płakałam i
cięłam się na zmianę. Złapał mnie za prawy nadgarstek tak mocno, że ostrze
upadło na dywan. Spojrzałam na niego. Było mi cholernie głupio. Widziałam w
jego oczach ból, tak wielki, że poczułam w serce ukłucie. Jak mogłam do tego
doprowadzić?
- Justin… Ja… Nie mogę już… To nie tak… - głos mi się
załamał.
- A jak Athena? Jak?! – podniósł lekko ton, ale zaraz po tym
się opanował.
- Bo ja już.. nie daję rady, rozumiesz? Nie wytrzymuję…
- Wiem, Ati, wiem. – Z łatwością podniósł mnie i posadził
sobie na kolanach, czułam się jak małe dziecko siedzące na kolanach świętego
Mikołaja, wtuliłam głowę w jego obojczyk. – Jak jeszcze raz zobaczę cię z tym
paskudztwem to…
- To co? – uniosłam się tak by widzieć jego oczy.
- Zabiorę cię do ośrodka, gdzie będą się tobą zajmować
lepiej niż ja. – powiedział i odwrócił wzrok, wiedziałam o czym mówi, a co
gorsze, wiedziałam, że mówi prawdę.
- Chyba nie mówisz o psychiatryku?! – oczywiście, że mówił.
Posiedział wtedy u nas jeszcze jakiś czas i poszedł.
Pech chciał, że byłam uzależniona i nie dałam rady z tego wyjść.
Codziennie mówiłam sobie „dzisiaj już ostatni raz!” ale nigdy nie był ostatnim.
Wreszcie musiało się tak stać. Mój brat zrobił sobie „wizytę kontrolną” i
przyłapał mnie po raz kolejny na cięciu. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek złamał
obietnicę, zwłaszcza daną mi. Zrobił tak jak powiedział. Wziął mnie na ręce i
wyniósł z domu. Szarpałam się, krzyczałam jednak było to na nic. Był
zdecydowanie silniejszy.
- Justin nie! Nie rób tego, rozumiesz?! Co z Kate?! Ona tam
śpi! Nie zostawię jej samej!
- Zaraz po nią pójdę. Wezmę ją do siebie, zaopiekuję się
nią. Teraz ważna jesteś ty i to, żebyś z tego wyszła. – odpowiedział mi
spokojnie. Nienawidziłam tego tonu, bo to w nim ukrywały się największe
uczucia. Wreszcie posadził mnie na przednim fotelu swojego samochodu i zapiął
pasami. Dla pewności, że nie wyjdę zamknął mnie od zewnątrz i poszedł po
siostrę. Posadził ją z tyłu, gdy wszyscy byli gotowi ruszył. Podróż minęła w
ciszy. Po dwóch godzinach zajechaliśmy pod budynek. Wielki napis „Witamy w psychiatry
ku” mówił o wszystkim. Odprowadzili mnie, ledwo się ze mną pożegnali, a
pielęgniarka już zaciągnęła mnie do Sali, w której założyli mi bandaże na
miejsca gdzie miałam blizny. Następnie rutynowe badania, numerek i pokój.
Teraz jestem tutaj.
***
Cześć!
Wróciłam po długiej przerwie (y)
Jak pewnie zauważyliście pojawiła się zakładka "Autorka".
Tam możecie dowiedzieć się czegoś o mnie :)
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :)
PS. mam taką prośbę, jeżeli przeczytał*ś ten rozdział skomentuj.
Wyraź swoją opinię. Jest możliwość dodania anonimowego komentarza, jeżeli nie chcesz się ujawnić, lub nie masz tu konta :)
Mam ogromną nadzieję, że ktoś się tu odezwie.
Fajnie byłoby mieć dla kogo pisać ;))
Jeszcze jedno: dziewczyny, chłopcy!
Nie tnijcie się, do cholery!
Jeżeli macie problemy, a musicie jakoś wyładować to,
to załóżcie gumkę recepturkę na rękę, i strzelajcie
zawsze kiedy chcecie się ciąć,
to również sprawia ból, pomaga, proszę, wszystko tylko się nie tnijcie!
Jeszcze jedno: dziewczyny, chłopcy!
Nie tnijcie się, do cholery!
Jeżeli macie problemy, a musicie jakoś wyładować to,
to załóżcie gumkę recepturkę na rękę, i strzelajcie
zawsze kiedy chcecie się ciąć,
to również sprawia ból, pomaga, proszę, wszystko tylko się nie tnijcie!
~SweetShine